Powrót na stronę główną Medium Magazyn Politologa - 3/97
Dwutygodnik Nieregularny, nr 4 (andrzejkowy), Kraków 28 XI 1997

zawartość
numeru

S t o p k a redakcyjna


Szef kuchni poleca
wstępniak naczelnego
Noc Pojednania
reportaż z imprezy techno
Walczyc jak aligator
felieton Matysa
Sport i telewizja
według Ondrasa
Tako rzecze Dariusz
mądrości studenckie
Refleksje czerwonoprądnickie
metapoezja Matysa
Z notatnika mnemotechnika
kalendarium prześmiewcy
Na poziomie
nowa rubryka z recenzjami


... szef kuchni poleca

Zastanawiałem się juz wielokrotnie cóż jest takiego fascynującego w okrągłych datach. Czemu jedne rocznice obchodzimy hucznie a inne zwyczajnie? Uwielbiamy periodyzować, liczyc i podsumowywać. Niejako przy okazji powstają w naszej świadomości różne magiczne daty.

Gdybyśmy posługiwali się systemem nie dziesiętnym ale na przykład analogicznym do liczby miesiecy systemem dwunastkowym, wtedy zupełnie zwyczajnym wydawałby się wiek złożony z 144 lat. Okrągła byłaby każda dwunasta czy sto ósma rocznica. “Nasze” magiczne daty stałyby się najzwyklejsze.

Wszyscy czekamy na nadejście XXI stulecia. Specyficznej atmosferze fine de siecle’u towarzyszy przeświadczenie o wyjątkowości i przełomowości tych dat. Powstają najróżniejsze “teorie końca” głoszone przez zwykłych maniaków i najwybitniejszych uczonych (Nietzsche obwieścił koniec obiektywnej moralności, Fukuyama - koniec historii). Dziewiętnastowiecznych dekadentów i dzisiejszych fanów muzyki (a może kultury ?) techno łączy nie tylko zamiłowanie do narkotyków.

Sam nie jestem przesądny ale cieszę się na mysl, że następny piątek trzynastego przeżyjemy dopiero w przyszłym roku.

HaM

początek strony

strona główna

... reportaż

Największa impreza techno w Polsce nazywa się

Noc pojednania

Pomarańczowe włosy, zielone brody, kolczyki w nosie. Muzyka wbijająca się w uszy do granic wytrzymałości, lasery i oślepiające stroboskopy. Kto zna imprezy techno, ten wie. Kto nie zna, niech zapnie pasy, rusza „Noc pojednania”.

Wielki napis ostrzega, że jeśli wniesiesz na salę szklankę to pokruszy ci się ona w dłoni. 130 decybeli i nie ma żartowania. Okulary zostają w domu, pijemy z plastiku. Zresztą nikt tu prawie nie pije, kilka minut tych decybeli zrekompensuje parę dobrych promili. A jeżeli muzyka nie wystarczy zapraszamy do ubikacji, gdzie z każdej kabiny wystają dwie pary nóg. To chłopcy i dziewczęta „oddychają świeżym pyłkiem”. Zmęczenie precz! Zabawa wre. Przez najbliższą dobę proszki nie pozwolą spać. Zresztą kogo to obchodzi. „Pałer to pałer”.
— Słyszysz? DJ Mark Spoon, londyńska gwiazda. To na niego przyjechałem aż z Bydgoszczy.
Faktycznie musi być niezły, bo impreza odbywa się aż w Bielsku. Chcesz mi coś powiedzieć? Zapomnij o tym. Nawet gdybyś krzyczał i tak cię nie usłyszę. Chcesz zobaczyć jak wyglądam? Musielibyśmy wyjść na zewnątrz. Tutaj oślepiające światło to uniemożliwia. Zresztą i tak wszyscy stoją do siebie tyłem. Po prostu skup się na sobie. Baw się i gwiżdż. Tak, Gwiżdż! Gwizdanie to wspaniała rzecz. Kto ma gwizdek ten jest gość. Widziałem faceta, który wyrwał sobie przedniego zęba żeby lepiej gwizdać. Tutaj i tak tego nikt nie zauważy.

— DJ Hooligan z Amsterdamu będzie o czwartej. To dopiero będzie jazda!
Nie wciągałeś proszku - wypij Red Bulla. Jest druga nad ranem a zabawa potrwa do dwudziestej. Bez wspomagania ani rusz. A tutaj musisz dać z siebie wszystko. Przez chwilę zapominasz, że masz kłopoty w domu, nudną pracę i szkołę. Wtapiasz się w tłum i płyniesz. Nie musisz myśleć że twoja fryzura czy ubranie wyglądają nie tak. Tutaj, wśród tych siatek i krat (jedyna dekoracja) naprawdę nikt na ciebie nie patrzy.

— Jeszcze nigdy nie widziałem tylu ludzi, którzy w tym samym momencie tracą orientację, nie wiedzą co się właściwie z nimi dzieje — mówi ktoś wychodząc z lokalu.
To fakt. Ten prawdziwy tłum organizatorzy szacują na trzy i pół tysiąca ludzi. Przed wejściem nic nie wskazuje na to, że stoimy u wrót czegoś takiego. Małe, ledwie oświetlone drzwiczki z napisem „Techno Planet”. Nic nie widać ani nie słychać, choć ten, kto stąd wychodzi w ogóle niewiele słyszy.

Jest szósta. Dla nas zabawa już się skończyła. Niektórzy zostaną tu aż do dwudziestej. Inni dopiero przed chwilą weszli. Reszta, tak jak ja opuszcza to miejsce by resztkami sił powrócić do domu witając nowy dzień.
Dziś Święto Niepodległości.

Andrzej Duda

początek strony

strona główna

... przewrotnym okiem

Walczyć jak aligator

Minęło już prawie sto lat od czasów gdy w Krakowie mieszkała pani Dulska, która nie chcąc awantur, prosiła by nie robić jej w domu secesji. Podobne do wypowiadanych przez słynną Krakowiankę zdania zdarzają się i pod koniec naszego stulecia.

Minęło już prawie sto lat od czasów gdy w Krakowie mieszkała pani Dulska, która nie chcąc awantur, prosiła by nie robić jej w domu secesji. Podobne do wypowiadanych przez słynną Krakowiankę zdania zdarzają się i pod koniec naszego stulecia.

Kilka lat temu Andrzej Zydorowicz podczas relacji z meczu polskiej reprezentacji w piłce nożnej nazwał Romana Koseckiego „femme fatale polskiego futbolu”. Kapitan Kosecki, bo tak o nim mówił podczas reszty relacji, chyba nie zasłużył wtedy na miano kobiety fatalnej. Do dziś jest przecież bez przerwy uważany za niezego piłkarza. Młody Roman, ze swoimi umiejętnościami mógł wtedy uchodzić raczej za „enfant terible” czyli cudowne dziecko. Pamiętam że uchodził za piłkarskie objawienie.

Podczas tego samego meczu gdy jeden z zawodników dopuścił się fau pax, faulując drugiego, za co otrzymał żółtą kartkę, a red. Zydorowicz nazwał ten czyn „popełnieniem bon tonu”, zrozumiałem na czym polegała awangardowość tego komentarza.

Również Dariusz Szpakowski ma w swoim dorobku kilka podobnych językowych eksperymentów. Podczas meczów Widzewa w Lidze Mistrzów nie wymawiał głoski „Ć” w nazwisku Marka Citki. Czy wzorował się na komentatorach zachodnich czytających je „tak jak się pisze”? Nie wiem. Z kolei gdy słynny sprawozdawca komentował mecz reprezentacji Anglii, powiedział że Philip i Gary Nevillowie debiutowali na boisku jako bracia kilka lat temu. Wcześniej prawdopodobnie trzymali w tajemnicy swoje więzi rodzinne.

Od dziennikarzy sportowych manierę specyficzną dla końca wieku (Zydorowicz wraz z Dulską to bohaterowie dwóch różnych fine de siecle’ów) przejmują niektórzy zawodnicy. Goszczący w programie Włodzimierza Szaranowicza Tomasz Gollob, znany z waleczności i odwagi godnej rzymskich gladiatorów, powiedział że na żużlowym torze walczy niczym.. aligator. Może się jednak czepiam. Z krokodylami i aligatorami w jednym z filmów walczył nawet Bond. James Bond. Wtedy wygrał, a aligatory zajęły się mafiosami, którzy nasłali te urocze stworzenia na szlachetnego agenta. Ale potyczki żużlowców nie mają chyba mimo wszystko jak w wymienionym filmie waloru walki dobra ze złem.

Nie tylko osoby związane ze sportem podatne są na wpływy pani Dulskiej. Jeden z krakowskich policjantów mówiąc ofiarach oszustów powiedział że „dały się one nabić w konia”. Sam chyba dał się zrobić w butelkę, i w dzieciństwie w antykwariacie sprzedano mu książkę telefoniczną i ćwiczenia z geografii zamiast księgi cytatów i słownika frazeologicznego. Inny stróż prawa ostrzegając w telewizji widzów przed bandytami podszywającymi się nocą pod policjantów, zalecał by do kontroli drogowej o zmroku zatrzymywać się tylko wtedy, gdy wokół policjanta znajdować będzie się radiowóz. Gdybym pracował w drogówce poprosiłbym o samochód rozpinany pod szyją, bym miał przewiew będąc nim otulony.

Z węzłem gordyjskim na języku trudno nieraz żyć, i niektórzy chętnie by go przecięli pozbawiając się przy okazji tego narządu mowy. W zeszłym tygodniu lingwistyczne wariacje dotarły do mnie wyjątkowo dzięki oczom a nie uszom. Wziąłem do rąk dziennik Rzeczpospolita i zobaczyłem na pierwszej stronie tytuł: „Dusza Huzara”. Tym razem nie chodziło jednak o uzbrojenie do polskiego śmigłowca bojowego. Tak o swoim charakterze mówiła jedna z aktorek, obchodząca właśnie swój jubileusz.

W innej gazecie spoglądając na nagłówek „więcej puszek” pomyślałem o swoim poprzednim felietonie. Czyżby ktoś przypuszczał że rewelacje „Życia” nt. szpiegowskiej działalności rosyjskich dyplomatów pochodzą z innej puszki Pandory, niż tej otworzonej przez Jarosława Kaczyńskiego? Te smutki były przecież równie żałosne. Okazało się że artykuł dotyczył nowej wytwórni konserw. Trop szpiegowski, na który wpadłem nie był jednak do końca fałszywy. Większość z nich ma być eksportowanych do Rosji...

Marcin Matuzik

Niektórzy żartują, że dziennikarze dzielą się na dobrych, złych i sportowych. Być może jest w tym szczypta prawdy. Z całą pewnością pomyłki językowe trzeba konsekwentnie piętnować, wszak nie na darmo językoznawcy kłócą się o różne promile i dzieci. Przy wytykaniu cudzych błędów trzeba jednak strasznie strzec się przed popełnieniem faux pas. Nie wolno się pomylić.

Wygląda na to, że naszemu publicyście, skądinąd dobremu dziennikarzowi, także gdzieś wciśnięto przysłowiowy kit zamiast księgi cytatów. Tu l’as voulu, Georges Dandin!

Korekta

początek strony

strona główna

... sport

Sport i telewizja

Dwa tygodnie temu pisałem o tym, że nasz sport jest w poważnym dołku, że nie robi się nic by to zmienić a młodzież nie ma z kogo czerpać wzorów, bo nasi wyczynowcy nie zdobywają medali.

Spotkał mnie jednak (zresztą jego artykuł zwykle sąsiadował z moim) i mówi: „Co ty wypisujesz, przecież dopiero co zakończyły się mistrzostwa świata w szermierce i nasi zawodnicy zupełnie nieźle się tam zaprezentowali”. Ów kolega zajmował się szermierką wyczynowo, śledzi więc postępy naszych zawodników, nierzadko swoich przyjaciół. Pytam jednak kto oprócz niego i kilku jemu podobnych „zapaleńców” o sukcesie naszych szermierzy wie. Jak młodzi ludzie mają pasjonować się tą dyscypliną sportu, jeżeli nic o niej nie wiedzą, gdyż nasza ukochana TVP nie raczy nam pokazać nawet walk finałowych, w których Polacy zdobywają medale. Jest to tym bardziej oburzające, że mistrzostwa te odbyły się w naszym kraju i ze zdobyciem praw do transmisji na pewno nie byłoby kłopotu.

Chociaż prawdę mówiąc nie wiadomo, jaka błahostka może okazać się dla „działaczy” naszej telewizji barierą nie do przebycia. Najlepszym tego przykładem jest „spóźnienie się” (to oficjalna wersja) z ofertą na transmitowanie spotkań Widzewa Łódź w europejskich pucharach.

Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że żądania widzów, że bariery ramowe, dlatego też moje wymagania nie są zbyt wielkie. Chodzi jedynie o to, że dziesięciominutowy „Sport Telegram” i od czasu do czasu kronika jakiegoś krajowego wydarzenia sportowego nie wystarczą. Tym bardziej, że owe kroniki nadawane są najczęściej o tak późnej porze, że oglądają je chyba prawdziwi maniacy.

Wiadomo jaki wpływ telewizja ma na młodych ludzi. W tym przypadku może spełnić pozytywną rolę. Wystarczy spojrzeć, jak bardzo rozpowszechniła się u nas koszykówka. Każdy chłopiec chce grać jak Michael Jordan. Niech mi nikt nie mówi, że byłoby to możliwe bez transmisji spotkań NBA. To chyba najlepszy przykład, na to, że gdy jakaś dyscyplina jest uprawiana masowo, to nie trzeba długo czekać na sukcesy wyczynowców. Nasi koszykarze osiągają więc sukcesy na fali popularności „basketu”, po części spowodowanej przez telewizję. Jednak stare przysłowie głosi, że jedna jaskółka wiosny nie czyni, a sukcesy naszych koszykarzy wcale nie zmieniają złego stanu polskiego sportu, ani mizernego wizerunku naszej telewizji jako jego promotora. Wielka szkoda, bo to właśnie telewizja ma wszelkie predyspozycje ku temu, aby przerwać to błędne koło naszej sportowej niemocy, o którym pisałem w poprzednim numerze.

Ondras

początek strony

strona główna

... tako rzecze Dariusz

— O! Windows! — spostrzegł Darek obserwując uruchamianie redakcyjnego komputera.

— To się często powtarza — dodał po chwili.

początek strony

strona główna

... z notatnika mnemotechnika

16.11.97

Prezydent Rosji Borys Jelcyn spotkał się z przywódcami państw WNP. Szczyt ten był tzw. „spotkaniem bez krawatów”. Oznacza to, że rozmowy mają charakter półoficjalny, kontakt między uczestnikami jest bezpośredni, a miejsce i program takiego spotkania odbiega od stereotypu kontaktów międzynarodowych. Dla Jelcyna jest to kolejne takie spotkanie w ciągu ostatniego miesiąca. Ciekawe, czy bardziej ceni w nich sobie luz i komfort psychiczny, czy też nieodłączny punkt programu każdego z tych spotkań, jakim jest picie wódki.

17.11.97

W rosyjskim mieście Wołgograd pewien człowiek miał dolary. Miał ich milion. Zjawisko nie jest dziwne, choć co najmniej zastanawiające w kraju, gdzie średnia pensja wynosi 20 zielonych. Najbardziej jednak zaskakujący jest fakt, że miał je w postaci jednego banknotu. Ów banknot nie był, jakby można się spodziewać, falsyfikatem. Jest on środkiem płatniczym wykorzystywanym wyłącznie w rozliczeniach między amerykańskimi bankami. Właściciel zamierzał go sprzedać za sumę 6,5 miliarda rubli. Na miejscu wołgogradzkiej policji aresztowałbym prezesa okręgowego towarzystwa numizmatycznego. Tylko on mógł być w tej sprawie paserem, gdyż nie ma na świecie miejsca, w którym można by cokolwiek za ten banknot kupić.

18.11.97

W jednym z gdańskich banków próbowano zrealizować nieaktualne już czeki wydrukowane w USA. Czeki były na dodatek podrobione. Jak w trakcie przesłuchania ich posiadacz, obywatel trójmiasta, czeki zostały sfałszowane w Stanach, a on kupił je na terenie RPA od Chińczyka z Hongkongu. Jednym słowem: „Kombinatorzy wszystkich krajów łączcie się!”.

19.11.97

Premier Jerzy Buzek, wspominając okres swej pracy naukowej powiedział: „Miałem wspaniałą, spokojną pracę. Nie było co prawda żadnych finansowych awansów ale naprawdę ją lubiłem.” Cóż, zanosi się na to, że koledzy po fachu prof. Buzka będą mogli mieć podobne zdanie na ten temat, gdyż godzinę później minister edukacji narodowej zapowiedział, że nie przewiduje w tym roku podwyżek dla wykładowców uniwersyteckich, ani dla pracowników naukowych.

20.11.97

Cztery tygodnie temu pisałem na łamach tej rubryki o meczu Arka Gdynia - Lechia Gdańsk. Pisałem, że kibice zachowywali się w stosunku do siebie bardzo uprzejmie, wymieniali się minerałami ze swych kolekcji i kawałkami ławek, natomiast policja nie zrozumiała pokojowego przesłania całej akcji i interweniując w brutalny sposób pobiła Bogu ducha winnych kibiców. Wiem, że niektórzy czytelnicy nie potraktowali moich słów z należytą powagą, nie minął jednak miesiąc i proszę. Telewizja pokazuje nam nagranie wideo, z którego jasno wynika, że miałem rację. Dlatego, jeżeli ktoś myśli, że rubryka pt. „Z notatnika mnemotechnika” jest pozycją „z przymrużeniem oka”, jest w błędzie. Wszystko, co tu piszę jest śmierdelnie pofaszne.

21.11.97

Sprawa, o której teraz napiszę jest naprawdę poważna, ale nie sposób jej ominąć. Dzisiaj trzej chłopcy z miejscowości Trzepiecice zapisali się w pamięci wszystkich jako najmłodsi w historii wandale. Zdemolowali 120 nagrobków i pomników na miejscowym cmentarzu. Najstarszy ma 11 lat, pozostali 8 i 9. Jeżeli to zjawisko będzie się nadal rozwijało w tym kierunku, starszaki zaczną podpalać przedszkola, a w żłobkach nikt nie będzie chciał pracować. Ze strachu oczywiście.

22.11.97

Do Iraku mogą powrócić ONZ-owscy eksperci, którzy mają skontrolować, czy w państwie tym nie jest produkowana broń masowego rażenia. Miejscem, w którym eksperci spodziewają się znaleźć zakazaną broń są posiadłości Saddama Huseina. Zadanie to może się okazać dość żmudne i pracochłonne. Saddam ma bowiem 63 posiadłości, a wkażdej (jak to zwykle w tamtych okolicach) tysiące komnat, haremy i całą resztę tych plugastw, które w znacznym stopniu mogą utrudnić pracę komisji. Jak dobrze być ekspertem.

24.11.97

Powstał pomysł przeprowadzenia tunelu pod Tatrami. Miałby on łączyć Zakopane z narciarskim kurortem na Słowacji. Głównym przeciwnikiem tego planu jest burmistrz miasta Andrzej Bachleda-Curuś. Swój sprzeciw argumentuje tym, że „nasi dziadowie wiedzieli, że w Zakopanem kolej ma się kończyć i nie należy tego faktu zmieniać”. Trudno rozsądzić czy tunel jest potrzebny, czy nie. Idąc jednak dalej tropem logiki pana burmistrza można dojść do wniosku, że nie potrzebujemy autostrad w miejscu, gdzie ich dotąd nie było, nie potrzeba komputerów, skoro można czytać książki, a w ogóle to Kazimierz Wielki mógł zostawić Polskę tak, jak ją zastał.

25.11.97

Kierowcy polskich ciężarówek czerpiąc wzory od swych francuskich kolegów blokują drogi i przejścia graniczne. Wiadomo, na drodze do Europy z kogoś trzeba brać przykład. Tym bardziej miło jest mi donieść, że i na nas się wzorują. Oto pewien Czech podpatrzył naszego rodaka, założył „bezpieczną kasę”, zebrał od ludzi oszczędności i zwiał. A teraz konkurs: kto wie, jak nazywał się ów słynny nasz rodak niech dzwoni pod numer 0-8000-997. Nagrodą jest karnet na wszystkie mecze Arki Gdynia w sektorze dla policji.

Not. Andrzej Duda

początek strony

strona główna

... refleksje czerwonoprądnicke

Poeta

Poeta cierpi za miliony
od 11.00 do 2.00
zwleka się zaspany z łóżka
włącza komputer
ten wykazuje błąd systemu

mimo to pisze wiersze
w komputerze jest wirus
kasuje mu pliki, cały dorobek

poeta włącza program
Scan Disc i Anti Vir System
kładzie się spać
i dalej cierpi za miliony
Dedykuję Andrzejom: Bursie i Dudzie

Marcin Matuzik

początek strony

strona główna

... na poziomie

Na nowojorskim bruku

Jeden z wykładowców powiedział nam kiedyś: „Polacy wyjeżdżali do USA wierząc, że ulice są tam wybrukowane złotem. Przybywszy na miejsce stwierdzali, że ulice brukowane złotem nie są. Co więcej, w ogóle nie były wybrukowane. Najgorszy był jednak fakt, że to właśnie oni mieli je brukować”. W tak oto zabawny sposób można przedstawić tragiczną sytuację naszych rodaków za oceanem.

Dokładnie takim samym chwytem posłużył się reżyser Zaorski tworząc film „Szczęśliwego Nowego Jorku”. Jest to chwyt dość ryzykowny ale jedyny z możliwych. Pogoń Polaka za „amerykańskim snem” nie jest bowiem do końca ani tragiczna ani komiczna. Tym bardziej, że reżyser, będąc Polakiem, chcąc nie chcąc, jest w sprawę trochę bardziej zaangażowany i tylko wybór takiej drogi umożliwił mu obiektywne pokazanie całeogo zjawiska.

Film jednak nie spotkał się z dostatecznym zrozumieniem, a to prawdopodobnie dlatego, że promowany był jako komedia, kolejna historyjka „o niczym ale do śmiechu”. Jeżeli ktoś właśnie tak się nastawił naprawdę może się zawieść. Wielka szkoda, bo jest to wartościowe dzieło pod każdym względem.

Plejada polskich gwiazd nie zawiodła. Profesor, Ziemniak i Azbest (odpowiednio Gajos, Zamachowski i Pazura) byli prawdziwymi rozbitkami na „spienionych wodach Manhattanu”, po których tylko jeden bohater filmu potrafił się poruszać. Był nim Lojer, grany przez Bogusława Lindę. To właśnie on wraz z Rafałem Olbrychskim (Pankiem) byli bohaterami wątku sensacyjnego, błyskotliwie spajającego całą historię. Jednak najlepszą rolę wykreowała Kasia Figura, po prostu mistrzostwo świata.

Od wysokiego poziomu całości nie odbiegała również muzyka dobrana, a w niektórych fragmentach skomponowana przez Marka Kościkiewicza. W odpowiednich momentach wyciszała lub przyspieszała akcję, a co najważniejsze nie przeszkadzała w odbiorze filmu, co niestety zdarza się czasem w polskich produkcjach.

Serdecznie polecam ten obraz. Po prostu nie słuchajcie nikogo, tylko idźcie do kina, zobaczcie i oceńcie sami. Naprawdę warto. Jeżeli jednak się zawiedziecie nie miejcie pretensji do mnie. Ja tylko wyrażam swoją opinię. To jak wiadomo... każdy może.

Andrzej Duda

„Szczęśliwego Nowego Jorku”
reż. Janusz Zaorski
wyk. Bogusław Linda,Cezary Pazura, Janusz Gajos, Zbigniew Zamachowski, Katarzyna Figura

początek strony

strona główna

S t o p k a redakcyjna



Ta strona znajduje sie na serwerze Polbox On-Line Service
http://free.polbox.pl - bezplatne konta pocztowe oraz strony WWW