Wstęp   Ludzie Internetu   Darmowa Sieć   Ciekawe Stronki   Pogaduchy Inetowe
[Krytyk]   Kursy   Co to jest?   Listy   Ankieta   Reklama   Redakcja   Interek+   Prenumerata


Krytyczny krytyk


Czy w sieci jest coś co czasem, a może codziennie Ciebie denerwuje, sprawia problemy i dręczy Ciebie po nocach??? Jeśli odpowiedź brzmi tak, oznacza to, że potrzebujesz pomocy. W takiej sytuacji możesz napisać do KRYTYKa, czyli człowieka z naszej redakcji, który na łamach tego pisma pomoże Tobie rozwiązać problem. Jeśli Chcesz, abyśmy pomogli Tobie w problemie to napisz na adres: interek@zip.pl a w temacie napisz: KRYTYK.

Co nas denerwuje???


Po pierwsze: Przesada
Z dnia na dzień słyszymy od różnych bigoteryjnych organizacji, że internet jest tylko zbiorem wszelkiego zła i moralnego zepsucia. Według owych ludzi jest to oczywiste, bo internetu (pozornie) nikt nie kontroluje. Propagandę ową sieją wszelkiej maści fundamentaliści, chociażby teokracja arabska (ktora z Islamem BTW nie ma nic wspólnego, poza uzurpowaniem sobie prawa do reprezentowania owej religii), która uznała komputer za dzieło Szatana, czy żydowska - która uważa, że internet to źródło moralnego zepsucia. Ostrzeżenia przed "złem internetu" uznać możemy jedynie za brednie paranoicznego umysłu. Kwestie moralne rozpatrywać powinien każdy człowiek i wątpie by ktoś kto nie uznający dajmy na to pornografii wchodził na takowe strony. Karmią nas również mitami na temat zagrożeń ze strony przestępczości zorganizowanej. Jest to kolejna bzdura, bo gdyby mafia nie reklamowała się w internecie, to robiła by to na słupach z ogłoszeniami, w klubach i dyskotekach, czy też nawet w publicznej prasie używając kodu znanego członką "branży". Problemem jest w tym przypadku mafia, a nie internet. Kolejny "argument" tym razem fundementalistów z naszej rodzimej Polski brzmi: w internecie działają sekty! Fakt, możemy znaleźć tam witryny wielu ruchów takich jak ISKCON, scjentologów, mormonów, satanistów, słowem każdego ruchu religijnego/quasi-religijnego. Mogło by się okazać, że problem jest duży, gdyby krytyka samych sekt nie była goeblesowską propagandą. Fanatyzm i oskarżanie każdego innego o najgorsze pod słońcem rzeczy (typowy wg. pewnego standardu dla sekt) znajdujemy na witrynie samego Dominikańskiego Centrum (Dez)Informacji o Sektach i Nowych Ruchach wyznaniowych. A myśle, że każdy myślący człowiek nie zostanie np. realianinem, na stronie której wita nas piękny kolorowy obrazek z cieszącymi się ludźmi, pseudo-naukowa papaka (chociażby dywigację nad słowem "Elohim") i dotkryną, że należy swemu przywódcy oddawać 5% swoich dochodów na budowę domniemanej ambasady. Uff....temat jest bardzo śliski i wykracza poza ramy tego, krótkiego artykułu, każdego kto jest zainteresowany dalszą dyskusją zapraszam serdecznie na priva, być może (jak się Redaktor Naczelny zgodzi, he, he) fragmenty ciekawych dyskusji opublikujemy na łamach naszego pisma, w dziale "Krytyk" oczywiście. Obalając wyimaginowane problemy możemy w końcu dostrzec zalety Internetu, możemy za kilka groszy napisać do rodziny na samym końcu świata, możemy w ciągu kilku minut znaleźć informacje potrzebne do szkoły, możemy otrzymywać informacje ze świata i z zagranicy, możemy zapoznać wielu ciekawych ludzi ect. ect. A więc czy osoby, które twierdzą, że internet jest kolebką wszelkiego zła mają rację? Odpowiedź brzmi nie.

Po drugie: Łatwo wszystko znaleźć
Czy jesteś pewien, że szybko znajdziesz to czego potrzebujesz? Przecież jeśli wpiszesz hasło w wyszukiwarce otrzymasz setki wyników: 70 procent z nich to adresy stron już nie istniejących lub strony zupełnie nie na temat, słowem bezwartościowe śmieci. Bardzo ważną granicą jest tutaj również język. Na przykład ostatnio szukałem informacji o kabalistyce i enochii dr. Dee. Wiem, że to tematy bardzo egzotyczne, ale jeżeli mówimy wszystko to znaczy wszystko. Za to po angielsku nie miałem problemów z odnaleziemiem owych materiałów. Niestety jeżeli szukamy czegoś bardzo konretnego nie znajdziemy tego łatwo nawet w języku angielskim. Musimy się przedrzeć przez masę linków, a przy telekiepskich warunkach połączeń naraża nas to na duże koszty. Ergo w internecie jest dużo informacji, lecz trudno się do nich dokopać.

Strony XXX
Strony z treściami erotycznymi, bądź pornograficznymi, czyli właśnie XXX stanowią łagodnie spekulując 50% internetu. Można się o tym przekonać wrzucając hasło "sex" w dowolnej wyszukiwarce. Jak wytłumaczyć to zjawisko. Po pierwsze: są niezwykle proste do wykonania, nie wymagają wielkiej inteligencji, czy też wiedzy - każdy potrafi napisać topic: "Gorące panienki Zenka", zrobić miniaturki i sklecić z tego site. Jedyne ograniczenie to własna kolekcja. (zamieszczać zdjęć z komercyjnych stron, takich jak Playboy nie radzę, słyszałem o procesie, który Playboy wytoczył pewnemu amatorowi ładnego ciała, a na odszokodowanie nie stać by mnie było choćbym i pracował jak dziki osioł przez 10 lat). Ale jest na to prostsze wytłumaczenie: prawo popytu i podaży. Wystarczy spojrzeć na liczniki stron XXX, ludzie chcą to oglądać i dlatego istnieją takie strony. Wiele osób nie kieruje się tutaj troską o komfort bliźniego, chcą na stronach XXX zarobić. Wiele stron kusi nas próbkami pięknych zdjęc, lecz aby oglądać dalej musimy sobie wykupić członkostwo. Lecz i na to nasi zdolni hackerzy znaleźli sposób. Mamy specjalne key-generatory, ale to przecież nie hack-faq. Osoby, które widzą w tym zagrożenie są po prostu zarażone dewocją, ich argumenty nie mają żadnej siły przebicia, są po prostu śmieszni. Moim zdaniem szkoda tylko tylu GB na serwerach, co miesiąc w naszym kraju wychodzi wiele gazet z kompaktami wypełnionymi po brzegi pornograficzną treścią. Jednak istnieje tutaj pewne poważne zagrożenie, internet jest wykorzystywany również do publikowania pedofilii i innych maści zboczeń. Problem jednak znowu nie tkwi w internecie, tkwi w dewiacjach jednostek, które płacą za takie zdjęcia. Polityka władz (likwidowanie stron) jest IMO bezsensowna, problemu w ten sposób nie zlikwidują. Powinni oni raczej wyłapywać osoby, które oglądają takie strony i leczyć ich. Jeżeli chodzi o osoby, które na tym zarabiają myślę, że wszystkich nas to jednakowo oburza i choć nie jestem UPRowcem często z chęcią bym takich drani zabił. Pornografii - tak! Pedofilii itp. - nie!

Internetowy egalitaryzm
Często słyszymy o tym, że w internecie wszyscy są równi, oraz że istnieje tam absolutna wolność słowa. Jest to chyba jeden z najbardziej wyidealizowanych mitów, wyidealizowanych dlatego, że panuje tam ustrój zupełnie przeciwstawny: okrutne rządy autorytatrne. Przyjżyjmy się regulaminom wszystkich serwisów oferujących darmowe konta. Znajduje się tam przypis, że treść stron nie może naruszać polskiego prawa, co już jest sprzeczne z pełną wolnością. Lecz idźmy dalej. Powiedzmy, że zrobiłeś/aś stronę na kontrowersyjny temat, która jakiejś uprzywilejowanej (egalitaryzm demokracji to również mit, ale to nie temat do tego pisma) grupie społecznej spodobała i piszą oni skargę do admina. I cóż biedny admin robi? Zdejmuje stronę, czy każe im iść do diabła? Niestety to pierwsze. Ponieważ admin jest również komuś podległy. Podlega on providerowi, provider znowu bardzo często podlega TePsie, TePsa znowu podlega Rządowi, a więc wszystko jest w jego rękach. (i nie są to bynajmniej teorie spisków). I szczęście, jeżeli jeszcze na tym. Po numerze IP można nas namierzyć i wtedy czekać nas może postępowanie karne, które przy polskim systemie sądownictwa nie będzie miało nic wspólnego ze sprawiedliwością. Jest jeszcze jedno oblicze, a zaznacza się tutaj wyraźna technokracja. Pospolity użytkowynik bezpłatnych serwisów jest traktowany jak zwykła szmata. Mało to razy bez żadej zapowiedzi i bez późniejszych przeprosin nasze konto pocztowe nie działało, bądź nawet zostało usunięte bez podania powodu! A skargi skierowane przez użytkowników lądują w wirtualnym koszu... Egalitaryzmu w sieci nigdy nie było, nie ma i nie będzie.

Usenet
Usenet to specyficzna gałąź internetu zajmująca się tzw. grupami dyskusyjnymi. Wg. założeń grupy te miały służyć do wymiany informacji i miłej dyskusji wg. zasad Netykiety. Niestety obecnie wydaje mi się to założeniem utopijnym. W usenecie panuje powszechne lamerstwo, możemy tutaj dać przykład grupy pl.rec.gry.rpg do której co pewien czas wyskoczy mądrala z pytaniem: "Jak mam zabić x-stwora na x-levelu w-x _CPRG_, pomożcie plizzz", lub o zgrozo: "Zacięłem się w Q3! Help!" Lub też na pl.soc.seks, gdzie grasuje banda niewżytych małolatów. Za to na grupy pl.soc.polityka i pl.soc.religia polecam osobą o naprawdę mocnych nerwach. Poziom chamstwa jest tam naprawdę wysoki, a konfliktom (często personalnym) nie ma końca. Grupy z hierachi sci (naukowe) z nauką mają naprawdę niewiele wspólnego. Często na grupie zjawiają się ludzie, którzy chcą tylko szerzyć zamęt, lub tacy, którzy nic nie wiedzą, a mają wiele do powiedzienia. Zwykło ich się nazywać botami. To bardzo prymitywni prowokatorzy, którym na dyskusji w ogóle nie zależy. Dlatego powstają coraz to nowsze mailówki, na które zapisują się osoby naprawdę zainteresowane dyskusją (zawsze można niesfornego gościa wyrzucić), lub też powstają grupy moderowane (np. pl.soc.seks.moderowana), przez co wartościowi dyskutanci niestety odchodzą z grup. Jednak prześledziłem anglojęzyczny usenet i stwierdziłem, że tam wcale nie jest inaczej. Otóż internet stał się obecnie powszechnie dostępny i nie możemy już liczyć na spotkania z elitą, więc nie jest dziwne, że lamerów coraz więcej. Za to grupy o kontrowersyjnych tematach (religia, polityka) zawsze będą się przejawiać takimi cechami. To ludzie tworzą usenet, granica między realem a usenetem zaczyna się zacierać, to jest nasz osobisty stosunek do tematu i tak jak w realu powstają utarczki, tak też będzie w usnecie. Usenet różni się tylko szybkością i pojawiania się opinii, oraz równoczesnym dostępem do niego setek osób. Dlatego te grupy są tak burzliwe. Czasami też pojawiają się na usenecie ludzie o których słyszał prawie każdy jego użytkownik, swoiste osobliwości. Niedługo przedstawie tutaj w przykładach postacie, które należy zaliczyć do Muzeum Osobliwości. Każda grupa ma swoją specyficzną postać, lecz najlepiej przyjrzeć się temu z bliska. Ten artykul i tak stał się dłuższy niż przewidywałem. Słowem podsumowania: usenet jest bardzo specyficznym zjawiskiem, który ukazuje nas wszystkich takich jakimi jesteśmy, a netykieta to pusty frazes.

Jeśli Chcesz, abym pomógł Ci obalić teze z którą się nie zgadzasz, jeśli Chcesz to napisz: interek@zip.pl

W przygotowaniu: Słownik trudniejszych pojęć

 Numer 1/2000
Wydanie: 20 kwietnia 2000
Wszelkie Prawa Zastrzeżone