WebReporter

Cofnij
Strona główna
Poprzedni artykułNastępny artykuł


-= JAK TO ROBIĄ INNI? =-
WebReporter nr 06 - 2000.06.15 Bartłomiej Kurzyk

Napster - rewolucja w systemie dystrybucji muzyki?

Od kilku miesięcy spokojny sen menadżerów największych światowych koncernów muzycznych jest poważnie zakłócony. Coraz częściej bowiem ich klienci uważają, że muzyka powinna być za darmo. Co gorsza - coraz większa ich liczba rzeczywiście nic nie płaci.

Powstanie formatu zapisu dźwięku MP3 zapoczątkowało jedynie ciąg zdarzeń, które doprowadzą najprawdopodobniej do poważnych zmian w systemach dystrybucji muzyki na całym świecie. Sam format MP3 nie zdziałałby zbyt dużo - jest po prostu kolejną formą kopiowania utworów. Oczywiście pliki MP3 można łatwiej skopiować, mają zbliżoną jakość do płyty CD, nie trzeba do ich obsługi dokupować dodatkowych urządzeń (jak w przypadku np. MiniDisc), niemniej jednak zasięg ich oddziaływania niemal zawsze był ograniczony do małych grup znajomych słuchających podobnej muzyki. Można było między nimi kopiować gotowe pliki MP3 albo pożyczać płyty i samodzielnie zrzucać na dysk. Handel plikami MP3 był zjawiskiem marginalnym.

Podobnie wymiana utworów poprzez Internet była mocno ograniczona. Strony www z plikami MP3 są niemal wszędzie na świecie uznawane za nielegalne, więc znikały z Sieci szybciej niż się pojawiały, na serwery FTP trudno było dostać się przeciętnemu człowiekowi bez znajomości haseł, a ściągnięcie utworu często oznaczało długotrwałe szukanie (w dodatku bez gwarancji sukcesu). A potem pojawił się Napster.

Ten niewielki, darmowy programik (pełna wersja instalacyjna zajmuje 1,6 Mb = niecałe 10 min. ściągania z Internetu) pośredniczy w wymianie plików MP3 przez Internet. Każdy z jego użytkowników udostępnia innym część swojego dysku, skąd wszyscy zainteresowani mogą pobrać zamieszczone tam pliki MP3. Na tym polega genialna prostota Napstera. Zamiast gromadzić utwory na jednym serwerze, baza plików MP3 jest dynamiczna - zmienna wraz z liczbą użytkowników, którzy właśnie są podpięci do Internetu i mają uruchomionego Napstera.

Z punktu widzenia użytkownika sytuacja więc wygląda tak: w oknie dialogowym "szukaj" wpisuje on wykonawcę i tytuł utworu, jakiego poszukuje. Napster łączy się ze swoim najbliższym serwerem i sprawdza na nim, kto z podłączonych aktualnie użytkowników ma taki utwór na swoim dysku, Użytkownik dostaje listę utworów spełniających podane przez niego kryteria, wraz z takimi danymi jak rozmiar pliku lub czas trwania utworu. Podany jest jednocześnie pseudonim udostępniającego plik i szybkość jego połączenia z Internetem. Wystarczy tylko wybrać któryś z plików, nacisnąć przycisk "Download" i poczekać kilka minut. Prosto, szybko i przyjemnie.

Programistą, który opracował pomysł, a potem napisał większą część kodu programu jest 19-letni Shawn Fanning z Bostonu. Gdyby nie czarne chmury procesów sądowych wiszące nad Napsterem - byłby to modelowy przykład amerykańskiej kariery ludzi związanych z tzw. dot-comami (a więc firm opierających swoją działalność na Internecie). Ledwo program ujrzał światło dzienne i zdobył krytyczną liczbę użytkowników- Fanning porzucił studia, założył firmę, przeprowadził się do Krzemowej Doliny i dostał 15 mln. dolarów od inwestorów. Newsweek zamieścił artykuł o Napsterze i jego twórcy, a MTV przygotowała półgodzinny magazyn poświęcony programowi.

Niesamowity wzrost liczby użytkowników Napstera (jest to jeden z najszybciej zdobywających popularność programów w historii Internetu) miał jednak swoje zalety i wady. Podstawową zaletą był szybki wzrost liczby utworów możliwych do ściągnięcia. Uruchamiając program w określonych godzinach można było wybierać spośród miliona plików MP3 (standardem jest 300 000)! Największą wadą był fakt, że przemysł muzyczny błyskawicznie zauważył nowe zagrożenie.

Już w grudniu 1999 roku - niecałe pół roku od powstania programu - do amerykańskiego sądu trafił pozew RIAA (Recording Industry Association of America - organizacji zrzeszającej między innymi największe amerykańskie wytwórnie płytowe) przeciw Napsterowi. Do pozwu niemal natychmiast dołączył zespół Metallica, którego członkowie wpadli w furię, gdy tylko zobaczyli, że ich utwory w ogromnych ilościach są kopiowane z pomocą Napstera.

Firma Fanninga zareagowała błyskawicznie. Natychmiast złożono wniosek o odrzucenie pozwu uzasadniając go faktem, że Napster nie uczestniczy bezpośrednio w łamaniu praw autorskich. Utwory muzyczne nie mają nawet kontaktu z serwerami firmy. Transmisja odbywa się tylko i wyłącznie między połączonymi ze sobą komputerami dwóch użytkowników programu. Dodatkowo prawnicy firmy powoływali się na regulamin, który musi zaakceptować każdy użytkownik systemu, gdzie wyraźnie mówi się o zakazie łamania praw autorskich za pomocą Napstera. Teoretycznie program powinien służyć jedynie do wymiany własnych utworów jego użytkowników. Firma zastrzegła, że w przypadku jakiejkolwiek próby naruszania regulaminu - nie pozostaje jej nic innego jak trwałe usunięcie użytkownika z systemu.

Sędzia odrzucił wniosek na początku maja 2000 roku, ale jeszcze nie został wyznaczony termin rozprawy. Tymczasem Metallica postanowiła przetestować zapewnienia Napstera o pełnej kooperacji w zwalczaniu piractwa za pomocą jej programu. Przy pomocy swoich prawników zespół namierzył ponad 317 000 użytkowników kopiujących nielegalnie ich utwory przy pomocy Napstera i zażądał usunięcia ich z systemu. Firmie Fanninga nie pozostało nic innego, jak przystać na żądania muzyków, przygotowała nawet nową wersję programu, która wychwytywała próby ponownego logowania się do systemu usuniętych użytkowników pod innymi pseudonimami. Po tym sukcesie oczekiwano, że duża grupa innych artystów zareaguje podobnie, w ten sposób zmniejszając liczbę użytkowników programu do poziomu zbyt niskiego na powrót jego wcześniejszej popularności, lecz dotychczas w ten sposób zareagował jedynie Dr Dre.

Tymczasem Napster podjął walkę. Na swoich stronach internetowych zamieścił instrukcję, w jaki sposób usunięci użytkownicy mogą odwoływać się od tej decyzji, powołując się na błędne zidentyfikowanie ich jako naruszających prawa autorskie zespołu Metallica. W ten sposób zebrano ponad 17 000 osób, które Napster mógł z powrotem wprowadzić do systemu. Według prawa amerykańskiego Metallica musiałaby wytoczyć osobne procesy każdej z tych 17 tys. osób, co przekracza możliwości finansowe zespołu.

Nawiasem mówiąc, społeczność internetowa zareagowała na zachowanie zespołu dość radykalnie. Strony Zeropaid rozpoczęły akcję "Another lost Metallica fan", w ramach której fani grupy deklarują dalszy brak zainteresowania ich muzyką. Akcja zebrała już niemal 6000 uczestników.

Mimo prób obrony, czarne chmury procesów wiszą nad Napsterem. Bardzo prawdopodobne jest też, że firma albo proces przegra, albo będzie musiała pójść na ugodę z RIAA, co praktycznie będzie oznaczać jej bankructwo. Nie oznacza to jednak, że przemysł muzyczny może spać spokojnie. Nawet, jeśli decyzją sądu uda się zmusić firmę do wycofania się z dalszych prac nad programem i zamknięcia jego serwerów, coraz więcej jest naśladowców oryginalnego pomysłu. Najpoważniejszym z nich wydaje się być Gnutella (czyt. niutella), program, co jest swoistym paradoksem, napisany przez jednego z pracowników firm działających w przemyśle muzycznym. Jego autor, Justin Frankel jest programistą w Nullsoft (producent słynnego WinAMPa), który już dawno został przejęty przez America Online, właściciela Time Warner, a więc posiadacza największej kolekcji praw do nagrań muzycznych na świecie. W ciągu niecałych kilku godzin po opublikowaniu wczesnych wersji beta programu na stronach Nullsoft, menedżerowie AOL zażądali jego usunięcia. Jednak te kilka godzin wystarczyło, żeby program ujrzał światło dzienne, a fakt, że jednocześnie zamieszczono tam jego kod źródłowy spowodował, że programiści z całego świata zaczęli opracowywać coraz to nowe wersje oryginalnego pomysłu.

Dlaczego ten program może być zagrożeniem nawet większym niż Napster? Wynika to z jego sposobu działania. O ile bowiem Napster wykorzystywał centralne, autoryzowane przez firmę serwery, na których zgromadzone były dane o utworach posiadanych przez ludzi aktualnie połączonych do systemu - tak w przypadku Gnutelli nie można mówić o żadnej centralizacji działania programu. Użytkownicy łączą się bezpośrednio ze sobą, tworząc sieć połączeń, przez które przepływają instrukcje wyszukiwania utworów. W praktyce więc komputer użytkownika wysyłając takie polecenie łączy się z np. czterema komputerami, z którymi jest połączony bezpośrednio i sprawdza, czy na nich znajdują się szukane pliki. Następnie pobiera od nich adresy następnych komputerów, z którymi tamte są połączone, i powtarza proces wyszukiwania. W ten sposób nie istnieje firma koordynująca działania systemu, którą można by pociągnąć do odpowiedzialności sądowej za łamanie praw autorskich.

Jeszcze większym zagrożeniem może Freenet, o którym więcej informacji można znaleźć w poprzednim numerze WebReportera. Oprócz decentralizacji systemu zakłada on istnienie specjalnych zabezpieczeń tożsamości użytkowników. Wszystkie pliki są zakodowane i przechowywane na dyskach jego użytkowników bez ich wiedzy. Mogą tam być utwory muzyczne lub pornografia dziecięca. Jednocześnie wszystkie transfery są maksymalnie zabezpieczone przed wykryciem, a więc użytkownicy systemu będą mogli czuć się zupełnie bezkarnie.

Wygląda więc na to, że po raz pierwszy w historii fani zwrócili się przeciw swoim idolom, kradnąc ich własność, a muzycy przeciwko swoim fanom. Cała sytuacja jednak jest na tyle skomplikowana, że trudno ją przedstawiać w czarno-białych barwach.

Dyskusyjnym elementem jest na przykład moralna ocena wymiany plików MP3 w Internecie. Zwolennicy Napstera uważają, że ten wcale nie godzi we własność intelektualną twórców muzycznych, a jedynie atakuje istniejący system dystrybucji muzyki. W związku z tym trudno ściąganie plików MP3 z Sieci uznać bezpośrednio za okradanie autorów i wykonawców muzyki, jak chcą widzieć to przedstawiciele przemysłu fonograficznego. Obecnie na cenę płyty CD składają się bowiem nie tylko podstawowe koszty produkcji albumów, lecz też ogromne nakłady związane z dystrybucją i marketingiem, a tylko znikoma część wpływów trafia do kieszeni artystów. I przede wszystkim przeciwko temu protestują użytkownicy Napstera.

Poza tym oczywiste na pierwszy rzut oka stwierdzenie, że Napster przynosi straty przemysłowi muzycznemu, nie jest nawet dokładnie sprawdzone. Do tej pory przeprowadzono jedynie pojedyncze badanie mające na celu potwierdzenie tego faktu. Okazało się, że o ile sprzedaż płyt CD w USA odnotowuje stały wzrost, to w sklepach zlokalizowanych blisko uniwersytetów, gdzie wymiana utworów w Sieci została zaadoptowana znacznie szerzej niż gdzie indziej - sprzedaż spadła o 4 - 7 procent. Wygląda to na jasny dowód, że Napster ma ujemny wpływ na zyski firm fonograficznych, jednak jeśli weźmie się pod uwagę, że ostudzenie popytu w sklepach w okolicach Uniwersytetu miało miejsce już w 1998 roku, a więc przed powstaniem Napstera, oraz że studenci są grupą najszybciej adoptującą Internet i coraz większy procent zakupów dokonują oni w sklepach sieciowych - wnioski już nie są tak oczywiste.

Dodatkową kwestią jest fakt, że większość muzyki wymieniana za pomocą Napstera nigdy nie zostałaby zakupiona w innych warunkach. Zwolennicy Napstera uważają, że jest on doskonałym narzędziem do testowania utworów lub płyt przed ich zakupem. Jest to szczególnie ważne w czasach, w których większość płyt zawiera jedynie 2 lub 3 przeboje, a cała reszta to jedynie tzw. "wypełniacze".

Zastanawiająca jest nieprzejednana, wroga postawa przemysłu fonograficznego wobec formatu MP3. Często ta sytuacja jest porównywana do czasów, gdy w powszechne użycie wchodziły kasety magnetofonowe lub wideo. Na samym początku silnie zwalczane przez przemysł fonograficzny i filmowy - po kilku latach przynosiły im większość zysków. Być może więc, jak argumentują zwolennicy Napstera, format MP3 należy traktować jak etap naturalnej ewolucji przemysłu fonograficznego. Według tego punktu widzenia, firmy płytowe powinny pogodzić się z nieuchronnymi zmianami i opracować nowy model dystrybucji muzyki z wykorzystaniem Internetu. W tym kontekście istnienie scentralizowanego mechanizmu kontroli Napstera jest więc sporą zaletą, gdyż ewentualnie pozwalać będzie na pobieranie od jego użytkowników pewnego rodzaju opłat (np. miesięczny ryczałt bądź opłata za ściągnięcie jednego utworu). Pojawiają się nawet takie projekty jak całkowite wyeliminowanie bezpośrednich opłat i zarabiania jedynie na reklamach eksponowanych użytkownikom systemu. Istnieje przekonanie, że większość z dotychczasowych użytkowników Napstera pogodzi się z koniecznością ponoszenia opłat, jeśli będą one dużo niższe niż w przypadku kupowania płyty CD i jeśli w zamian dostanie gwarancję lepszej jakości usług (np. większość plików MP3 jest kompresowana przez samych użytkowników Napstera za pomocą różnych narzędzi, niekoniecznie gwarantujących najwyższą możliwą jakość). Wyeliminuje to jednocześnie zagrożenie ze strony konkurentów Napstera (np. Gnutelli). Po co kraść, jeśli tuż obok można mieć lepszą obsługę i czyste sumienie za naprawdę małe pieniądze.

Złożoność sytuacji powoduje jednocześnie wytoczenie w wojnie o Napstera dział dużo większego kalibru. Część przeciwników Napstera dąży do znacznego ograniczenia anonimowości w Internecie. W sferach rządowyh w USA pojawiają się nawet propozycje nałożenia na dostarczycieli usług internetowych obowiązku zbierania informacji o swoich użytkownikach pod groźbą odpowiadania za przestępstwa popełnione przez nich w Internecie.

Mimo nieprzejednanej postawy firm fonograficznych i podjętych przez nich działań prawnych, wydaje się jednak, że wymiana utworów muzycznych przez Internet będzie stałym zagrożeniem dla przemysłu muzycznego. Ten jednak nie składa broni i na pewno czeka nas jeszcze wiele procesów w sprawach podobnych do Napstera. RIAA zapowiada już pozwanie do sądu wybranego losowo użytkownika Napstera i wytoczenie mu pokazowego procesu, mającego ograniczyć poczucie bezkarności panujące wśród użytkowników programu. Jednocześnie powstaje oprogramowanie (nawet typu freeware), umożliwiające śledzenie i katalogowanie użytkowników Napstera pobierających utwory określonych wykonawców. Najbardziej popularny program tego typu to Media Enforcer, którego autor zapowiada już wprowadzenie podobnych rozwiązań wyłapujących użytkowników Gnutelli, a nawet Freenetu.

Wydaje się jednak, że działania mające na celu stłumić i wyeliminować piractwo muzyczne w Internecie są jednak z góry skazane na niepowodzenie. Powstają coraz to nowe programy powielające schematy Napstera i Gnutelli. Te które powstaną w przyszłości, korzystać będą z doświadczeń poprzedników i będą na pewno coraz sprytniejsze w zakresie ochrony adresów IP swoich użytkowników. Dodatkowo wzrost przepustowości łączy sieci wpłynie znacząco na wygodę ściągania utworów, co przyciągnie większą liczbę naśladowców. Pojawiają się głosy, że przemysł fonograficzny powinien skorzystać z doświadczeń panujących na rynku oprogramowania, gdzie standardem jest stosunkowo wysoki odsetek pirackich kopii. Przemysł ten pogodził się z tymi stratami jako złem koniecznym, a niektórzy wręcz uważają, że piractwo pomaga budować świadomość produktów, stając się niemal jedną z form reklamy. Nie oznacza to jednak, że producenci oprogramowania lekceważą problem - Napster w obecnej formie jest dla nich równie niebezpieczny, jak dla przemysłu fonograficznego. Powstała bowiem specjalna nakładka - Wrapster - która umożliwia dzielenie się wszystkimi typami plików, nie tylko MP3. Na domiar złego Gnutella w ogóle nie ma podobnych ograniczeń. Jednak producenci oprogramowania już dość dawno uświadomili sobie, że bezpośrednie ataki nie są jedyną, a na pewno nie najskuteczniejszą formą walki z piractwem. Powstanie gier sieciowych, takich jak Starcraft lub Ultima Online oraz oferowanie wersji demonstracyjnych programów są właśnie przykładami takich sposobów.

Tak więc wydarzenia najbliższych miesięcy zapowiadają się bardzo ciekawie. Obok rozwoju procesu RIAA kontra Napster możemy spodziewać się też próby wejścia firmy na giełdę. Wiąże się to z opracowaniem przez firmę systemu pozyskiwania przychodów. Jednak nawet, gdy przedstawi on nowy, rewolucyjny system dystrybucji muzyki, do którego nieuchronnie się zbliżamy, droga do jego akceptacji przez przemysł fonograficzny na pewno nie będzie usłana różami.

+ NAPSTER - www.napster.com

[spis treści][do góry]